Stany Zjednoczone regularnie przodują w światowych zestawieniach wielkości populacji skazanych i krajów o największej liczbie więźniów na 100 tysięcy osób. Tamtejsze zakłady karne mają różny stopień rygoru. Te najłagodniejsze to w zasadzie ośrodki resocjalizacyjne z minimalnym nadzorem. Na przeciwległym biegunie są najcięższe więzienia, w których osadza się najgroźniejszych przestępców. San Quentin zalicza się do drugiej z wymienionych kategorii.

Jak powstało więzienie w San Quentin?

Więzienie o zaostrzonym rygorze w San Quentin jest najstarszym tego typu obiektem w Kalifornii. Powstało na w hrabstwie Marin, na północ od San Francisco. Zajmuje wysunięty w morze cypel, z którego rozpościera się widok na zatokę. Pierwszych skazanych osadzono tam w lipcu 1852 roku. Cały zakład karny został wybudowany rękoma przyszłych osadzonych. Na czas trwania prac budowlanych skazańców skoszarowano na statku więziennym Waban.

Więzienie było projektowane z myślą o osadzeniu 4 tysięcy osób. Do 1933 roku w San Quentin osadzani byli nie tylko mężczyźni, ale także kobiety. Zmieniło się to dopiero po otwarciu żeńskiego zakładu karnego w Tehachapi.

Egzekucje w San Quentin

W 2019 roku gubernator Gavin Newsom wprowadził moratorium na wykonywanie egzekucji, ale najwyższy wymiar kary wciąż figuruje w kalifornijskim prawie. Ostatniego skazańca stracono tam w 2006 roku.

Do 1993 roku w San Quentin kara śmierci była wykonywana w komorze gazowej. Później pomieszczenie przystosowano do wykonywania egzekucji poprzez wstrzyknięcie śmiertelnej trucizny, a w 2010 roku oddano do użytku nową komorę straceń. Od 1996 do 2006 roku śmiertelnym zastrzykiem uśmiercono jedenastu więźniów skazanych na najwyższy wymiar kary.

Procedury w San Quentin

Do więzienia stanowego San Quentin trafiają najgroźniejsi przestępcy. W tym kontekście może nieco dziwić, że strażnicy nie są uzbrojeni w broń palną. Nie mogą. Dzięki miażdżącej przewadze liczebnej, więźniowie na pewno weszliby w jej posiadanie, a bunty w najcięższym więzieniu w USA nie są niczym niezwykłym. Uzbrojeni są jedynie strażnicy na wieżyczkach. 

W zakładzie obowiązuje polityka „zero negocjacji”. Oznacza to, że jeżeli coś pójdzie nie tak i strażnik zostanie schwytany przez więźniów, pozostali nie negocjują ze skazańcami. Próbują odbić zatrzymanego, ale o żadnych ustępstwach nie ma mowy.

Gdzie trafiają nowi więźniowie?

Nowo przybyli więźniowie mają na sobie papierowe bluzy i spodnie. Dlaczego właśnie takie? To zabezpieczenie na wypadek ucieczki lub odbicia z transportu. Papier nie jest trwałym materiałem, a bez ubrania trudno uciec. 

Cały transport skazańców trafia do bloku przejściowego, nazywanego tam RC (reception center). Dostają pomarańczowe drelichy, dzięki którym strażnicy mogą ich odróżnić od pozostałych osadzonych (którzy noszą granatowe uniformy). Blok RC to to duża otwarta przestrzeń bez ścian działowych i krat. Skazani są pilnowani przez zaledwie pięciu strażników, których zadaniem jest dokonanie oceny profilu osadzonych. Mają na to trzy miesiące. Po tym czasie więźniowie trafiają do docelowych bloków.

Rewizje

Więźniowie są poddawani kilku rewizjom dziennie. W żadnym wypadku nie jest to przesadna ostrożność. Pomysłowość skazanych w kwestii wytwarzania broni nie ma granic. Potrafią wykonać śmiercionośne narzędzie nawet ze szczoteczki do zębów. Nie brakuje im też pomysłów w kwestii przemycania broni. 

Gdy zaczynają się kłopoty, strażnicy ostrzegają tylko raz

Gdy więźniowie zaczynają ze sobą walczyć, rozpoczynają się zamieszki albo kiedy wybucha bunt, z głośników zaczyna dobywać się jednostajny sygnał, którego nie sposób nie usłyszeć. To pierwsze i zarazem ostatnie ostrzeżenie. Kiedy rozlega się syrena, więźniowie muszą natychmiast paść na twarz i złożyć ręce na głowie. Jeżeli któryś ignoruje alarm przez pięć sekund, strażnicy na wieżyczkach mają prawo oddać strzał bez ostrzeżenia. 

Prawo strażników i prawo więźniów

W San Quentin obowiązują ściśle określone zasady, ale dla osadzonych najważniejszy jest ich własny kodeks. Nawet jeżeli więzień na wolności nie był rasistą, po zamknięciu w więziennych murach musi nim zostać. Wewnętrzna segregacja odbywa się na podstawie koloru skóry. Biali trzymają się z białymi, Afroamerykanie z Afroamerykanami, Latynosi z Latynosami, a Azjaci z Azjatami. Nowo osadzeni mają wybór: albo dołączą do gangu, albo nie. Żadna opcja nie jest dobra. Członkostwo więziennym gangu to pewny przepis na przedłużenie sobie wyroku, a trzymanie się na uboczu zwykle oznacza śmierć.

Na tak zwanym spacerniaku każda grupa ma swój teren, którego nie można opuszczać. Jedynie ścieżka okrążająca plac jest „ziemią niczyją”. Nie można rozmawiać z członkami wrogiej grupy ani robić z nimi interesów. 

Werbowanie do gangu 

Więźniowie, którzy chcą trzymać się ze „swoimi”, poddawani są iście wojskowej musztrze. Muszą wykonywać każde polecenie członków gangu, nawet jeżeli ci każą im pobić innego więźnia. Na koniec odbywa się inicjacja, w ramach której kandydaci są brutalnie bici. 

Zmiany w San Quentin

Najcięższe więzienie w Stanach Zjednoczonych powoli zaczyna zmieniać swój charakter. Gubernator Newsom chce, żeby docelowo stało się miejscem resocjalizacji. Wprawdzie programy resocjalizacyjne istnieją tam od zawsze, ale korzysta z nich zaledwie 5 proc. osadzonych. Ok. 70 proc. wraca za więzienne mury z kolejnym wyrokiem. To ma się zmienić.

W 2023 roku gubernator ogłosił, że wzorem norweskich zakładów karnych chce położyć szczególny nacisk na resocjalizację więźniów, czyniąc z nich „dobrych sąsiadów”. Newsom stawia na programy szkolenia zawodowego, które mają pozwolić skazanym na znalezienie dobrze płatnej pracy po odbyciu kary. 

Historia więziennictwa

Przestępstwa towarzyszą ludziom od zawsze, więc koncepcja więziennictwa pojawiła się wraz z pierwszymi cywilizacjami. Więzienia istniały już w czasach starożytnych. W Mezopotamii i Egipcie miały formę lochów, w których skazani stawali się niewolnikami lub czekali na śmierć.

W antycznym Rzymie więzienia budowano pod ziemią. Większość trafiających tam rzezimieszków nigdy nie opuściła klaustrofobicznej celi. Ci, którzy nie zostali straceni, byli sprzedawani w niewolę, co w wielu przypadkach tylko odraczało karę śmierci. Nieco inaczej wyglądały więzienia w starożytnej Grecji. Tam skazańców nie trzymano w lochach, a w słabo odizolowanych budynkach.

Lochy jako miejsce kaźni

Na przestrzeni wieków zmieniała się koncepcja więzień, ale nie ulegały zmianie panujące tam warunki. Powiedzieć, że były trudne, to jak nic nie powiedzieć. Średniowieczne lochy i inne miejsca odosobnienia były ośrodkami nieludzkiej kaźni. A trzeba podkreślić, że nie każdy, kto tam trafiał, zasługiwał na taki los. Należy bowiem wspomnieć, że skazać można było każdego, także (a może przede wszystkim) osoby, które z jakiegoś powodu niewygodne dla władzy lub uprzywilejowanych możnych. Istotne zmiany w tej kwestii nastały dopiero w epoce oświecenia.

Początki nowoczesnego więziennictwa

Za ojca koncepcji więzienia, które byłoby nie tylko miejscem kary, ale i resocjalizacji, należy uznać Jeremy'ego Benthama, angielskiego prawnika i filozofa. Bentham postulował za oddziaływaniem na skazanych poprzez zatrudnienie i stosowanie środków poprawy moralnej, w tym nauki religii. Opowiadał się za odosobnieniem niedopuszczającym do wzajemnej demoralizacji. Zaproponował system przedterminowych zwolnień, poprzedzonych okresami przejściowymi, w trakcie trwania których skazańcowi zmieniano warunki na zbliżone do tych, które panują na wolności.

Z tej koncepcji wyewoluowały współczesne więzienia. Trzeba jednak wspomnieć, że resocjalizacja więźniów nie wszędzie jest priorytetem. W najcięższych więzieniach, gdzie izolowani są skazańcy, którzy „nie rokują”, chodzi przede wszystkim o to, by utrzymać ich z dala od społeczeństwa. Takim zakładem w założeniu miało być San Quentin, ale to powoli zaczyna się zmieniać.